Marcelina
trafiła na salę operacyjną. Sekundy, w których Lou widział ją wijącą się z
bólu, zapłakaną i cierpiącą, spokojnie mógł zaliczyć do najgorszych chwil w życiu.
Spanikowany zadzwonił do Loczka. Ten, po swojej jeździe był tam w kilkanaście
minut. Tommo nie przejmując się, że ludzie na nich patrzą, wtulił się w Hazzę
mocno i zalał łzami.
- Ona... bo ją bolało i.. Jezu, jak ona cierpiała.. to.. to było..
- Ciiiś.. spokojnie Kochanie, mów co się stało.
- To rozmawialiśmy i się całowaliśmy.. i ona była spokojna, nic się nie działo.. i nagle kazała wezwać lekarza, a potem przez szybę patrzyłem, jak płacze z bólu i krzyczy.. a teraz jest na Sali. - wychlipał na jednym tchu.- ja się boję.. nie mogę jej stracić, to ona jest moim życiem, umrze ona, umrę i ja. - wyszeptał mu do ucha.
- Ona... bo ją bolało i.. Jezu, jak ona cierpiała.. to.. to było..
- Ciiiś.. spokojnie Kochanie, mów co się stało.
- To rozmawialiśmy i się całowaliśmy.. i ona była spokojna, nic się nie działo.. i nagle kazała wezwać lekarza, a potem przez szybę patrzyłem, jak płacze z bólu i krzyczy.. a teraz jest na Sali. - wychlipał na jednym tchu.- ja się boję.. nie mogę jej stracić, to ona jest moim życiem, umrze ona, umrę i ja. - wyszeptał mu do ucha.
Harry usiadł a
on przytulił się do niego i tak trwali przez kolejne 2 godziny. Pełne 120
minut.. 7200 sekund pełnych strachu, udręki, modlitw do wszystkich istniejących
bogów o to, by nie zabierali mu ukochanej. Był bliski załamania, z trudem
usiedział na miejscu. Tupał nerwowo nogą, dłonie drżały, oczy bezlitośnie
wypuszczały kolejne łzy w obawie o najgorsze. Jeśli sądzicie, że lekcja
matematyki jest długa, nużąca, często doprowadzająca do białek gorączki to
wyobraźcie sobie, jak długo musiały trwać te dwie godziny. Jak czuł się Louis,
gdy sens jego życia leżał teraz na stole operacyjnym, a on nie wiedział co się
dzieje. Operacja dobiegła końca i wyszedł pierwszy lekarz. Tommo zaraz stanął
na nogi i podbiegł do niego, a ten wyminął go i poszedł dalej. Lou stał chwilę
oszołomiony zachowaniem mężczyzny i miał chęć wymierzenia mu za to policzka.
Chwilę później wyszły też jakieś pielęgniarki. Pewnie asystowały przy zabiegu.
Minę miały taką, jakby coś poszło nie tak, co przyprawiło go o szybsze bicie
serca. Na końcu wyszedł lekarz, zapewne prowadzący, bo to on do niego
zagaił.
- Pańska przyjaciółka przeszła operację zerwanej żyły. Wszystko już w porządku.
- Mogę ją zobaczyć?
- Nie powinien pan.. jest w dosyć.. dziwnym stanie. Nie za bardzo wie, co się dzieje wokół.
- Proszę…
- Zabroniła mi.
- Ona za bardzo się martwi o innych.. niech mnie pan do niej wpuści.
- Eh.. no dobrze, ale! Ja nic o tym nie wiem. - uśmiechnął się życzliwie. - sala 8. OIOM, ale spokojnie, to nic takiego.
- dziękuje, naprawdę bardzo.. - otarł łzy, uspokoił oddech i pobiegł we wskazany adres. Marcelina leżała patrząc w jeden punkt, podłączona do respiratora, pokazującego bicie jej serca. Kroplówka także znalazła tam swoje miejsce. Gdy go zobaczyła, pokręciła delikatnie głową.
- Masz spotkanie z fanami, nie miałeś tu być..
- Skarbie, nic nie mów, leż i odpoczywaj.- nie zważając na jej słowa, usiadł na krzesełku obok łóżka i chwycił jej dłoń. W myślach dziękował wszystkim, do których się modlił, że wszystko jest już w porządku i zmierza do lepszego. Ogromny głaz spadł mu z serca. Nie dziwił się, że tak reagował, po prostu ją kochał i był pewny, że z chwilą, gdy jej serce przestanie bić, on także odejdzie z tego świata i połączą się na nowo po drugiej stronie. Patrzył na nią z miłością, ciesząc się, że ją spotkał, że może z nią dzielić każdy dzień, każdą godzinę, minutę, sekundę swojego życia. Siedzieli w milczeniu, ale to nie była niezręczna cisza. Oni rozmawiali nawet bez słów. Ich późniejszą rozmowę przerwała pielęgniarka.
- Jak się pani czuje?
- Czuję się w miarę dobrze, trochę słabo. Głowa mnie boli…
- Zbadamy tak? -Louis odsunął się na bok, a pielęgniarka wykonała badania. - nie jest źle.. tylko spotka się pani z psychologiem.
- Ale po co?
- Takich ran nie robi się dla żartu.. milimetr dalej i przecięłabyś żyły.. coś się tam w tobie musi dziać..
- O..
- No nic.. wpadnę jeszcze później.
- To moja wina..- Louis wrócił na miejsce, gdy kobieta wyszła.
- Nie twoja..
- Moja. Gdyby nie moja pojebana duma, nic by się nie stało. A tak mogłem cię stracić na zawsze..- wtulił się w nią mocno i uronił łzę.
- Idź.. przestań tak mówić, bo cię palnę, jak odzyskam siły.
- Odpoczywaj, co?
- Nie muszę.. Kotek, spokój.. opanuj się.
- Jestem spokojny..
- Przecież czuję, jak ci serce bije.. Słoneczko, no już..
- Kocham Cię.. pamiętaj o tym, że Cię kocham. - i tyle zdążył powiedzieć, bo Marcelina, mimo, że walczyła.. po prostu zasnęła. Z uśmiechem, zacisnęła swoją dłoń złączoną z jego i odpłynęła do krainy Morfeusza.
- Pańska przyjaciółka przeszła operację zerwanej żyły. Wszystko już w porządku.
- Mogę ją zobaczyć?
- Nie powinien pan.. jest w dosyć.. dziwnym stanie. Nie za bardzo wie, co się dzieje wokół.
- Proszę…
- Zabroniła mi.
- Ona za bardzo się martwi o innych.. niech mnie pan do niej wpuści.
- Eh.. no dobrze, ale! Ja nic o tym nie wiem. - uśmiechnął się życzliwie. - sala 8. OIOM, ale spokojnie, to nic takiego.
- dziękuje, naprawdę bardzo.. - otarł łzy, uspokoił oddech i pobiegł we wskazany adres. Marcelina leżała patrząc w jeden punkt, podłączona do respiratora, pokazującego bicie jej serca. Kroplówka także znalazła tam swoje miejsce. Gdy go zobaczyła, pokręciła delikatnie głową.
- Masz spotkanie z fanami, nie miałeś tu być..
- Skarbie, nic nie mów, leż i odpoczywaj.- nie zważając na jej słowa, usiadł na krzesełku obok łóżka i chwycił jej dłoń. W myślach dziękował wszystkim, do których się modlił, że wszystko jest już w porządku i zmierza do lepszego. Ogromny głaz spadł mu z serca. Nie dziwił się, że tak reagował, po prostu ją kochał i był pewny, że z chwilą, gdy jej serce przestanie bić, on także odejdzie z tego świata i połączą się na nowo po drugiej stronie. Patrzył na nią z miłością, ciesząc się, że ją spotkał, że może z nią dzielić każdy dzień, każdą godzinę, minutę, sekundę swojego życia. Siedzieli w milczeniu, ale to nie była niezręczna cisza. Oni rozmawiali nawet bez słów. Ich późniejszą rozmowę przerwała pielęgniarka.
- Jak się pani czuje?
- Czuję się w miarę dobrze, trochę słabo. Głowa mnie boli…
- Zbadamy tak? -Louis odsunął się na bok, a pielęgniarka wykonała badania. - nie jest źle.. tylko spotka się pani z psychologiem.
- Ale po co?
- Takich ran nie robi się dla żartu.. milimetr dalej i przecięłabyś żyły.. coś się tam w tobie musi dziać..
- O..
- No nic.. wpadnę jeszcze później.
- To moja wina..- Louis wrócił na miejsce, gdy kobieta wyszła.
- Nie twoja..
- Moja. Gdyby nie moja pojebana duma, nic by się nie stało. A tak mogłem cię stracić na zawsze..- wtulił się w nią mocno i uronił łzę.
- Idź.. przestań tak mówić, bo cię palnę, jak odzyskam siły.
- Odpoczywaj, co?
- Nie muszę.. Kotek, spokój.. opanuj się.
- Jestem spokojny..
- Przecież czuję, jak ci serce bije.. Słoneczko, no już..
- Kocham Cię.. pamiętaj o tym, że Cię kocham. - i tyle zdążył powiedzieć, bo Marcelina, mimo, że walczyła.. po prostu zasnęła. Z uśmiechem, zacisnęła swoją dłoń złączoną z jego i odpłynęła do krainy Morfeusza.
Boże ! Ja chce kolejny :D
OdpowiedzUsuńŁadny. Kiedy kolejny?? ;3
OdpowiedzUsuńTo jest świetne <333
OdpowiedzUsuńkOCHAM <3
OdpowiedzUsuńświetne < 3
OdpowiedzUsuń